KalendarzRolników.pl
PARTNERZY PORTALU
  • Partner serwisu Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi w Warszawie
  • Narodowy Instytut Wolności
  • ODR Bratoszewice
  • Partner serwisu Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego
  • Partner serwisu Krajowa Rada Izb Rolniczych

WYSZUKIWARKA

"Po owocach ich poznacie" - wywiad z sadownikiem Wojciechem Klimkiewiczem

Opublikowano 07.05.2018 r.
„Po owocach ich poznacie” jest napisane. Wojciech Klimkiewicz o jakość swoich fruktów jest spokojny, w końcu sadownictwem zajmuje się od urodzenia. 

Ojciec z dziadkiem przed wojną mieli sad w okolicach Łowicza. Sady we Wtelnie ojciec założył w latach 50. Można powiedzieć, że sadownictwem jestem obciążony genetycznie – mówi z uśmiechem Wojciech Klimkiewicz, właściciel gospodarstwa rolnego i sadowniczego położonego na północnym skraju Kujaw. Przez okno biura, jak okiem sięgnąć, widać rzędy owocowych drzew. – Trochę tego mamy – mówi pan Wojtek. – Około 200 hektarów stanowią nasadzenia, głównie jabłoni i grusz.

– Opłaca się produkować owoce? 

Robimy wszystko, żeby się opłacało. Dzisiaj nie jest najgorzej, na skutek przymrozków ograniczona została produkcja owoców w całej Europie i dzięki temu, pomimo niższych plonów, udaje nam się osiągnąć zadowalające ceny. Ostatnie trzy lata były jednak pod kreską. Dawniej uprawy ogrodnicze były bardzo opłacalne, dzisiaj jest to walka o przetrwanie, a konkurencja ma charakter światowy. Coraz więcej owoców sprzedajemy w krajach Europy Zachodniej, przyczyniając się do bankructwa tamtejszych sadowników. Ten handel nie jest łatwy, ponieważ nie tylko polskie jabłka są wysokiej jakości, a związki zachodnich rolników z handlem są silne i nie wystarczy dobra jakość i niższa cena.

Nasze jabłka można kupić między innymi we francuskich i niemieckich sieciach handlowych w Hiszpanii, Rumunii i na Węgrzech, od trzech lat wysyłamy jabłka do Hongkongu i do krajów północnej Afryki. Staramy się uczestniczyć w międzynarodowych targach, ale jest to trudna dziedzina.

Założenie hektara sadu to wydatek około 100 tys. zł, stworzenie infrastruktury dającej możliwość zbioru, przechowania, posortowania i zapakowania owoców do sprzedaży to kolejne 2–3 razy tyle pieniędzy do każdego hektara. Majątek ten się zużywa, nasadzenia trzeba wymieniać, a w ostatnich latach ceny nie pokrywały nawet bieżących wydatków. Dlatego każda decyzja inwestycyjna musi być poparta ekonomią. Sukcesem naszego gospodarstwa jest dobra załoga oraz to, że używamy między innymi kilkanaście starych Ursusów, których nie wymieniliśmy na zachodnie ciągniki. Korzystamy z unijnego wsparcia, ale wyłącznie na rzeczy niezbędne. Staramy się również ograniczać produkcję na rzecz jej jakości i możliwości zbytu.

– Ostatnio panuje moda na tak zwaną zdrową żywność. Owoce z sadów Klimkiewicza są zdrowe?

Oczywiście, inaczej nie moglibyśmy sprzedawać ich na rynkach, na których jesteśmy obecni. Dzisiaj, przy tak silnej konkurencji i jednocześnie dbałości sieci handlowych o zdrowotność sprzedawanych produktów, jesteśmy nie tylko zobowiązani posiadać stosowne certyfikaty, takie jak Global GAP, IFS, ale często musimy przedstawiać wyniki badań owoców dla danej partii. Od 22 lat zachowujemy surowe reguły Integrowanej Produkcji Owoców (IPO), stosujemy również metody biologiczne, dbamy o pożyteczne organizmy, a w okresie kwitnienia drzew wstawiamy 400 uli z pszczołami. Uzyskany miód jest zdrowy, gdyż nie zawiera neonikotynianów używanych w uprawie np. rzepaku. 

– Co robicie, żeby zmniejszyć koszty produkcji?

Uczymy się od najlepszych, jeździmy do Holandii i Włoch. Tam, z uwagi na wyższe koszty pracy, oszczędności posunięte są do granic możliwości. Staramy się współpracować w grupie. Ponieważ duży może więcej, nasze gospodarstwo jest zrzeszone w Stowarzyszeniu Producentów Owoców i Warzyw „Cuiavia”. Właśnie mieliśmy spotkanie stowarzyszenia z zaproszonymi gośćmi, m.in. posłem Janem Krzysztofem Ardanowskim – przedstawicielem ministerstwa rolnictwa odpowiedzialnym za rynki, oraz przedstawicielami państwowych instytucji. Debatowaliśmy, co możemy jeszcze zrobić dla budowania naszej wspólnej marki, jaką jest Polska. Na poziomie gospodarstwa minimalizujemy straty. Z owoców niewymiarowych i niewybarwionych robimy soki, które zyskały już u klientów renomę. Dbamy o to, żeby jej nie popsuć.

Niedawno pewna sieć handlowa zaproponowała zakup naszych soków, ale po zbyt niskich cenach, sugerowali nam więc, żebyśmy wyszli na swoje dolewając wody. Nie zgodziliśmy się. Nie będziemy rozwadniać naszej marki.

Obecnie pracujemy nad wykorzystaniem wytłoczyn pozostałych po produkcji soków. Chcemy z nich robić ocet winny.

– W swojej ofercie macie jabłka malowane słońcem. Co to takiego?

Kiedyś bawiliśmy się w przylepianie naklejek, pod którymi jabłko się nie wybarwiało i powstawały owoce z napisami, np. na walentynki. Obecnie już tego nie robimy, brakuje czasu.

Życzę zatem owocnej przyszłości.

Rozmawiał Piotr Kociorski

Komitet do spraw pożytku publicznego
NIW
Sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030
PROO