Błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko
Bł. ks. Jerzy Popiełuszko
W Bydgoszczy w kościele pod wezwaniem Polskich Męczenników w rozważaniu różańcowym mówił: "Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy". To były jego ostatnie słowa wypowiedziane publicznie. Kilka godzin później został uprowadzony i bestialsko zamordowany.
Trudno oddać atmosferę smutku i oszołomienia, w jakiej znalazło się parę tysięcy ludzi zgromadzonych na modlitewnym czuwaniu w kościele św. Stanisława Kostki, w jedenastym dniu od porwania, gdy ksiądz doszedł do mikrofonu i podał informację, że zwłoki ks. Jerzego wyłowiono z Wisły. Chciał jeszcze zaintonować pieśń: „Któryś za nas cierpiał rany”, ale ludzie byli tak wstrząśnięci, że nie byli w stanie podjąć śpiewu.
Ks. Jerzy na swoim obrazku prymicyjnym umieścił zdanie: „Posyła mnie Bóg, abym głosił Ewangelię i leczył rany zbolałych serc”.
Ks. Jerzy głosił Ewangelię. Głosił ją w konkretnym kontekście społecznym, w odniesieniu do realiów, w jakich przyszło mu żyć. Jego kazania były głęboko ewangeliczne, zawsze nawiązywały do Słowa Bożego. Niektóre cytaty szczególnie, do niego przemawiały i nadał im konkretny sens. Na przykład dosłownie wypełniał polecenie św. Pawła: „jeden drugiego ciężary noście”, gdy sam pomagał internowanym i prześladowanym w stanie wojennym. Posługiwał się też często drugim ulubionym cytatem ze św. Pawła: „Zło dobrem zwyciężaj”. Uświadamiał swoim słuchaczom, że to od ich wyborów zależy istnienie dobra i zła w świecie.
Przez kilka lat prowadzono przeciwko niemu różne działania. Dwa razy włamano się do jego mieszkania, śledzono go, niszczono samochód. Podrzucano ulotki, a nawet materiały wybuchowe, a później rewizja ujawniała ich znalezienie.
Dwukrotnie ks. Popiełuszko uczestniczył w wypadkach samochodowych, które sprawiały wrażenie wcześniej przygotowanych. Nieustannie wysyłano pisma urzędowe do jego przełożonych z zarzutami, że kazania głoszone w kościele św. Stanisława Kostki „godzą w interesy PRL".
Prowadzono kampanię oszczerstw, w czym celował ówczesny rzecznik rządu Jerzy Urban. W 1983 r. wszczęto przeciwko niemu śledztwo. Był to wyjątkowo trudny czas w jego życiu. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy 1984 roku był przesłuchiwany aż trzynaście razy.
Wywierano także naciski na Episkopat ażeby przeniesiono księdza z Warszawy na jakąś daleką, małą parafię albo najlepiej, by został wysłany do Watykanu.
Bardzo mocno poruszyła go kanonizacja Maksymiliana Marii Kolbego w roku 1982. Imponowała mu - jego wierność prawdzie, aż po męczeństwo. Sam urodził się w liturgiczne święto Podwyższenia Krzyża i gotów był świadomie ten krzyż przyjąć. Ks. Jan Sochoń, poeta, pisarz, profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, który zajmował się dokumentacją procesu beatyfikacyjnego ks. Jerzego Popiełuszki i był jego przyjacielem wspominał: „Miesiąc przed śmiercią Jerzego byliśmy razem na pogrzebie znajomego z Białostocczyzny. Rozmawialiśmy w drodze powrotnej i ja go w pewnej chwili spytałem: - Jurek, czy ty się w ogóle nie boisz? A on tak spokojnie mówi: - Wiesz, Janek, chyba mnie mogą zabić”.
Kiedyś, gdy było zimno, ks. Jerzy dał swojemu kierowcy termos i wskazując na stojący przy plebanii ubecki samochód i powiedział: „Ci chłopcy siedzą tam i marzną już od paru godzin. Zanieś im trochę kawy na rozgrzewkę”. Kierowca myślał, że on żartuje. Sam więc zaniósł im tę kawę.
Ks. Jerzy miał ciągłe kłopoty ze zdrowiem. Cierpiał na tarczycę, często bolał go żołądek. Z tego względu nie mógł pracować w takim wymiarze jak wikary, więc pomagał na parafiach jako rezydent. Zupełnym przypadkiem w sierpniu 1980 r. strajkujący hutnicy poprosili w kancelarii kościoła św. Stanisława Kostki o mszę świętą. Był tam ks. Jerzy, który nieśmiało zaproponował: "To może ja pójdę?". Trochę się tego bał, był onieśmielony, nie znał tego środowiska, a i oni początkowo nie bardzo wiedzieli, jak traktować młodego księdza. Kiedy pierwszy raz wszedł przez bramę Huty Warszawa, usłyszał gromkie brawa. Odwrócił się, bo myślał, że ktoś ważny przyjechał, ale to były oklaski dla niego. Wkrótce przejął również prowadzenie zapoczątkowanych przez prałata Teofila Boguckiego mszy świętych za Ojczyznę i stało się coś niesłychanego, bo do kościoła św. Stanisława zaczęli zjeżdżać ludzie nie tylko z Warszawy, ale z całej Polski. Nie był dobrym mówcą, nie był naukowcem, ani intelektualistą. Ale jego kazania były głębokie, przemyślane i miały taką siłę prawdy, że na Żoliborzu pojawiały się nie tylko tłumy ludzi ale i najwybitniejsi aktorzy, którym przewodziła matka Joanny Szczepkowskiej - Roma Szczepkowska: Maja Komorowska, Danuta Szaflarska, Kazimierz Kaczor, Katarzyna Łaniewska.
Ks. Jerzy Popiełuszko często w swoich homiliach powtarzał: "Mamy wypowiadać prawdę, gdy inni milczą. Wyrażać miłość i szacunek, gdy inni sieją nienawiść. Zamilknąć, gdy inni mówią. Modlić się, gdy inni przeklinają. Pomóc, gdy inni nie chcą pomóc. Przebaczać, gdy inni nie potrafią." W lipcu 1983 r. jedno z kazań zrelacjonowano Wojciechowi Jaruzelskiemu. Zazwyczaj opanowany generał wpadł w furię. Natychmiast wezwał do siebie szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka i oznajmił mu wprost: "Zrób coś z nim, niech przestanie szczekać". Słowa te są udokumentowane w aktach sprawy "Trawa", znajdujących się obecnie w zasobach Instytutu Pamięci Narodowej.
Ks. Jerzy Popiełuszko - śmierć
Ksiądz Jerzy Popiełuszko jest błogosławionym męczennikiem. By mówić o męczeństwie, należy mieć pewność, że w żadnej chwili nie błagał o darowanie mu życia. Gdyby powiedział "wypuśćcie mnie", „zostawcie, nic wam nie zrobiłem” - to prawdopodobnie wystarczyłoby to do zerwania procesu beatyfikacyjnego. Wszyscy trzej zabójcy ks. Jerzego – Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski i Leszek Pękala, funkcjonariusze Grupy „D” Departamentu IV MSW, zajmującym się dezintegracją Kościoła Katolickiego - odpytywani w różnym czasie zgodnie zeznali, że nie prosił o uwolnienie. Krzyczał z bólu, ale o nic ich nie prosił.
30 października 1994 r. z zalewu na Wiśle koło Włocławka wyłowiono zwłoki ks. Jerzego Popiełuszki. Ręce skrępowane miał w taki sposób, że gdy nimi poruszał, to zaciskała się pętla na szyi. Ciało obciążone było workiem wypełnionym kamieniami. Sekcja wykazała liczne ślady torturowania.
Lidia Lasota
Zainteresował Cię ten artykuł? Masz pytanie do autora? Napisz do nas tutaj
|