Jedyne na świecie Polskie Państwo Podziemne
W okupowanej Warszawie gen. Michał Tokarzewski-Karaszewicz utworzył wraz z grupą oficerów WP Służbę Zwycięstwu Polski – konspiracyjną organizację wojskową. 4 grudnia 1939 roku premier rządu RP na uchodźstwie gen. Władysław Sikorski powołał Związek Walki Zbrojnej. 14 lutego 1942 roku gen. Sikorski przekształcił ZWZ w Armię Krajową. Najważniejszym celem AK było prowadzenie walki z Niemcami oraz przygotowywanie kadr i sformowanie jednostek wojskowych w celu wywołania powstania przeciw okupantowi.
W taki sposób powstało tzw. Państwo Podziemne. Tajne struktury podporządkowane rządowi emigracyjnemu nazywano po wojnie Polskim Państwem Podziemnym. Podobnego państwa nie było w całej Europie. Przez blisko sześć lat podczas trwania II wojny światowej funkcjonowało Polskie Państwo Podziemne. Było jedynym na świecie, które po stracie swego terytorium i znalezieniu się pod okupacją przybrało postać zorganizowanego państwa podziemnego ze wszystkimi atrybutami władzy. Miało swój rząd, parlament, wojsko, sądy, administrację i szkolnictwo.
Co ciekawe, termin „Polskie Państwo Podziemne” w latach 1939–1945 nie był rozpowszechniony. Dopiero w ostatnim numerze z 1943 roku „Polski Walczącej – Żołnierza Polskiego na Obczyźnie”, tygodnika wydawanego w Londynie, Jan Karski szczegółowo wyjaśnił, co w Polsce nazywa się „władzą podziemną”, a co on nazwał w swojej publikacji „polskim państwem podziemnym”. Zresztą emisariusz z Polski w tekście częściej stosuje określenia: „ruch podziemny” czy „Polski Ruch Podziemny”. W styczniu 1944 roku „Biuletyn Informacyjny”, wydawany przez Komendę Główną AK, użył terminu „Podziemne Państwo Polskie”.
Symbolem tego państwa może być postawa mjr. Henryka Dobrzańskiego, późniejszego „Hubala”, pierwszego partyzanta tej wojny, który zawrócił z oddziałem spod granicy litewskiej, nie dał się rozbroić i ruszył przez tereny zajęte przez Niemców do Warszawy, by wziąć udział w obronie stolicy.
Przez lata byli w haniebny sposób wykluczani ze zbiorowej pamięci. Obdzierani z ludzkiej godności i z żołnierskiego honoru. Zohydzani i stygmatyzowani najgorszymi słowami. Nazywani: bandytami, karłami reakcji, zdrajcami, sługusami zachodu .
A oni mówili, tak jak zapisano na ulotce, zredagowanej najprawdopodobniej przez mjr. „Łupaszkę”, a drukowanej i kolportowanej przez partol dywersyjno-bojowy ppłk. „Zagończyka”: „Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny. My jesteśmy z miast i wsi polskich. My chcemy, by Polska była rządzona przez Polaków oddanych sprawie i wybranych przez cały naród (…) my chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski – polskiej”.
Skąpiono im nawet kawałka cmentarnej ziemi. Chowano w bezimiennych mogiłach, w pogardzie dla ludzkiego ciała. Często w kupie śmieci, w dołach śmierci. Tak było na „Łączce” - terenie przylegającym do Cmentarza Powązkowskiego, gdzie składowano śmieci. Zakopywano tam bezimiennie, ofiary komunistycznej bezpieki. Aby utrudnić ewentualne badania w latach 50. przysypano ten teren ponad metrową warstwą gruzu i piachu. Następnie w latach 80 oczyszczono, wyrównano ciężkim sprzętem i przeznaczono na miejsce pochówku dla komunistycznych notabli. Kaci leżeli nad swoimi ofiarami lub bardzo blisko nich. W taki właśnie sposób usiłowano zamazać prawdę o „Żołnierzach Wyklętych” i o zbrodniach na nich dokonanych.
Lidia Lasota
Zainteresował Cię ten artykuł? Masz pytanie do autora? Napisz do nas tutaj
|