W kościele denerwuje mnie...długość trwania celebracji

1. Wygodny duchowy fast food?
Przyzwyczailiśmy się do życia w pośpiechu. Wszędzie szybko, sprawnie, bez zbędnego przedłużania. Denerwujemy się, kiedy jest dłuższa kolejka przy kasie, do lekarza, czy na stacji benzynowej. Chcemy wszystko załatwić szybko – jak w restauracjach fast food. W skomercjalizowanym świecie jesteśmy głównie odbiorcami produktów lub usług. Niestety, ten sposób myślenia, funkcjonowania i działania przekładamy na życie duchowe, którego nierozłącznym elementem jest udział w liturgii. Do tego wszystkiego jeszcze dochodzi wygodnictwo. Najlepiej, żeby w kościołach były kanapy – wygodniej przetrzymałoby się czas duchowego serwisu.
2. Pośpiech zabija
Przejmujemy sposób funkcjonowania świata, który przecież podporządkowany jest prymatowi „mieć” nad „być”. W takiej perspektywie czas, to rzeczywiście pieniądz więc im sprawniej, tym lepiej. Takie jednak funkcjonowanie – na dłuższym dystansie – zabija. Nie tylko duchowo, często nawet fizycznie. Czterdziestolatkowie z zawałami serca, w poczekalniach poradni psychologicznych, albo – z objawami silniejszych zaburzeń na oddziałach psychiatrycznych.
Dla chrześcijanina „być” jest zawsze przed „mieć”.
„Być” wymaga czasu, wymaga uważności, wymaga wytrwałości, wymaga cierpliwości i wymaga ofiary. „Być” przed Bogien, ale i przed człowiekiem.
3. Misterium /tajemnica
Najważniejsze to uświadomić sobie czym jest liturgia i w czym uczestniczę. Lituria to nie usługa, przedstawienie, teatr, w którym jestem widzem. Mogę oceniać, nudzić się i czekać na finał. Liturgia do uobecnienie najważniejszych tajemnic w dziejach, więcej to uobecnienie pod sakramentalnymi postaciami samego Boga. W Eucharystii prawdziwy, realny i substancjalny Bóg staje między ludźmi – jak uczył Sobór Trydencki. Prostota gestów i znaków może nas zmylić i szybko, z uczestników spotkania z Bogiem możemy stać się bezwiednymi widzami.
4. Brak wiary
Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą (Wj 3,5) – usłyszał Mojżesz, rozlegający się z gorejącego krzewu, głos samego Boga. Objawiający się w Straty Testamencie Bóg, swoją mocą i potęgą, mógł onieśmielać, a nawet budzić lęk. Od wydarzeń z wieczernika, kiedy Jezus – aby stać się naszą codziennością – został z nami pod postacią konsekrowanego chleba, sytuacja uległa diametralnej zmianie.
„Wiarą ukorzyć trzeba zmysły i rozum swój, bo tu już nie ma chleba, to Bóg to Jezus mój” – śpiewamy w jednej z eucharystycznych pieśni.
Problem tylko w tym, że my często to nie wierzymy… Wiemy, że powinniśmy wierzyć, ale serce dalekie jest od takiego przekonania. Stąd byle szybciej, byle sprawniej, byle krócej… A mówimy – póki co o obiektywnej rzeczywistości., a gdyby dodać element subiektywny, tzn. świadomość, iż Bóg pragnie mojej obecności; Ten, który stworzył świat cały i mnie samego, Stwórca chce spotkać się ze swoim stworzeniem, przyjacielem, dzieckiem… Znów jednak „nasze serca zimne, jak lud”…więc irytujemy się gdy Msza trwa dłużej niż zwykle…
![]() |
Ks. Tomasz Ślesik
Zainteresował Cię ten artykuł? Masz pytanie do autora? Napisz do nas tutaj
|