KalendarzRolników.pl
PARTNERZY PORTALU
  • Partner serwisu Krajowa Rada Izb Rolniczych
  • Partner serwisu Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi w Warszawie
  • Narodowy Instytut Wolności
  • Partner serwisu Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego
  • ODR Bratoszewice

WYSZUKIWARKA

Zakupy z głową: wędliny z soją lub... pszenicą

Opublikowano 30.10.2018 r.
Nasi rodzice lub dziadkowie często na własny użytek robili mięsne przetwory. Oprócz peklowanego mięsa, zwykle w gospodarstwach przygotowywano też wędzone kiełbasy i szynki. Jednak wędliny, które dziś możemy kupić w sklepach, nie mają z tamtymi kiełbasami wiele wspólnego.

 

Dlatego należy czytać etykiety?

W przypadku wędlin i przetworów mięsnych nie jest to łatwe, gdyż jedynie produkty paczkowane mają skład umieszczony na opakowaniu.

Wszystkie produkty wędliniarskie na wagę najczęściej opatrzone są napisem: skład wyrobu dostępny na stoisku, a jeśli skład wyrobu jest wystawiony w ladzie chłodniczej, to trzeba co najmniej lupy lub mikroskopu, aby ten najdrobniejszy druk przeczytać.

Dlaczego? Gdyby wędliny produkowane były z samych dobrych składników, to producent wołami by napisał: u mnie tylko naturalny skład! Im więc mniejszy druczek, tym więcej podejrzeń powinna wzbudzić taka wędlina.


Zapytajmy naszych rodziców i dziadków, czego używano do przygotowywania wędlin, gdy byli młodzi. Najprostsza - pyszna! - kiełbasa składała się z mięsa wieprzowego, czasem z dodatkiem słoniny, dodawano też odrobinę wołowiny i przyprawy. Do tego sól peklowa. Dziś.... można spotkać wędlinę o takim składzie, ale jest to rzadkość. Ceny takich produktów zaczynają się od około 40 złotych za kilogram. 


Wielu klientów jednak w sklepach szuka promocji, licząc na to, że tanio kupi dobrą wędlinę. Takie okazje zdarzają się bardzo rzadko. Pamiętajmy, że nawet gdy wędlina jest smaczna, nie oznacza to, że ma dobry skład i jej spożycie wyjdzie nam na zdrowie.
 

Na co więc przede wszystkim powinniśmy zwracać uwagę?

 

Wędliny z soją, pszenicą i kukurydzą

Żeby obniżyć koszt produkcji często producenci dodają do wędlin... soję lub gluten czyli białko pszeniczne. Ze względu na to, że obydwa składniki należą do alergenów, czyli mogą uczulać, informacja o tym musi być umieszczona na opakowaniu. W przypadku wyrobów mięsnych na wagę, także taka informacja musi być umieszczona w składzie, tylko w przypadku produktów na wagę nikt z nas tego składu nie sprawdza.


Soja w wędlinach najczęściej ukrywa się pod postacią białka sojowego lub izolatu białka sojowego. Czym jest białko sojowe?

Zdaniem amerykańskiego lekarza, doktora Josepha Mercoli, który propaguje zdrowy styl życia w USA, białko sojowe jest na pewno jednym z tych produktów których koniecznie powinniśmy unikać.

 

Parówki: na drugim miejscu w składzie woda, oprócz tego białko sojowe, glutaminian sodu i kukurydza...

 

Dlaczego? 

Jednym z najgorszych problemów z soją jest fakt, że około 90-95% soi w Stanach Zjednoczonych (i podobnie na świecie) jest genetycznie zmodyfikowane i właśnie taka soja jest wykorzystywana do tworzenia izolatu białka sojowego. Jest tak wiele różnych nazw dodatków produkowanych z soi, że można przynieść do domu genetycznie zmodyfikowany produkt sojowy, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Amerykańska specjalista ds. soi Dr Kaayla Daniel wymienia wiele ,,przykrywek'', pod którymi może ukrywać się soja. Są to takie określenia jak: bulion, naturalny smak czy teksturowane białko roślinne – przestrzega dr Joseph Mercola na swojej stronie internetowej. (źródło: tutaj)


Po co więc dodaje się soję do wędlin?

Odpowiedź jest prosta: soja, zwłaszcza modyfikowana genetycznie, jest tania. Jest znacznie tańsza niż mięso, a co za tym idzie białko sojowe dodaje się po to, by podczas produkcji wędliny można było użyć mniej mięsa i część jego masy zastąpić właśnie soją. Dla wielu z nas są to praktyki przekraczające granice wyobraźni - kto pamięta wędliny sprzed 20-30 lat ten wie, że polska żywność miała wyśrubowane normy jakościowe.

 

 

Współczesna jakość wędlin jest znacznie niższa, mogą zawierać nie tylko soję, ale także gluten z pszenicy, białko z... kukurydzy i wiele polepszaczy smaku.

Gdy zastanawiamy się, czy taki produkt warto kupić, zastanówmy się, czy nasi dziadkowie rzeczywiście robili wędliny ze zbóż i roślin strączkowych?

 

Wędliny z... wody? 


Jeśli dokładnie wczytamy się w skład niektórych wędlin zobaczymy, że na drugim miejscu długiej listy składników bardzo często znajduje się... woda. Tak naprawdę zdajemy sobie z tego sprawę, bo nie raz przynosimy do domu plasterki szynki, które są po prostu mokre. Woda jest... najtańszym składnikiem, producentom zależy więc na tym, aby wcisnąć jej jak najwięcej - umożliwiają to związku fosforu: difosforany i trifosforany, które powodują, że wstrzyknięta w płat mięsa woda z niego nie wycieka. W internecie dostępne są filmy pokazujące, że w ten sposób można zwiększyć masę ,,mięsa'' nawet o 20%.

Pamiętajmy więc, że kupując wędlinę, w której składzie jest woda, płacimy taniej za wędlinę ale... drożej za wodę.

 

Polepszacze smaku


Kilkadziesiąt lat temu, wszyscy śmieliśmy się, że gdy pasztetowa jest niesmaczna, to na pewno była robiona z... papieru toaletowego. Dziś chemia pozwala na zrobienie ,,dania mięsnego'' rzeczywiście z najdziwniejszych dodatków, ale nasze kubki smakowe tego nie rozpoznają - wszystko to dzięki polepszaczom smaku.

 


Najbardziej znany jest glutaminian sodowy lub glutaminian monosodowy (E621) - który powoduje, że każda potrawa jest od razu smaczniejsza. Możemy się spytać: co w tym złego, jeśli jest substancja, która poprawia smak potraw mięsnych? To, że jest to substancja chemiczna, a więc sztuczna. Potrafi zamaskować złe składniki tak, że produkt będzie nam smakować, ale... mózgu ta substancja nie oszuka. Nasz mózg nie lubi sztucznego glutaminianu sodu.

 

Zwykło się uważać, że E621 stanowi zagrożenie dla ludzkiego zdrowia. Przypisuje mu się działanie zwiększające prawdopodobieństwo zachorowania na chorobę Parkinsona, Alzheimera i Huningtona. Niektórzy badacze twierdzą, że może wpływać niekorzystnie na pracę mózgu, serca i układu krwionośnego. 


Glutaminian sodowy stosowany jest powszechnie w kuchni azjatyckiej - gdzie niezwykle ceniony jest jako dający tak zwany smak umami - mięsny. Jednak dobry, naturalny glutaminian sodu pozyskiwany jest z alg morskich, a konkretnie z kombu czyli listownicy japońskiej. Naturalny glutaminian sodu to samo zdrowie. Sztuczny takich właściwości już nie ma. Choć powoduje, że wiele potraw smakuje wspaniale - to jednak nasz mózg tej przyprawy nie lubi. Na masową skalę w polskich produktach sztuczny glutaminian sodu jest wykorzystywany od zaledwie kilkunastu lat - jednak tak naprawdę potrzeba kolejnych kilkunastu lat, aby można było ocenić, jakie szkody może spowodować w zdrowiu, gdy codziennie przyjmujemy z pokarmem choćby niewielkie jego dawki.

Przy jednorazowym zbyt dużym spożyciu glutaminianu sodu pojawia się tak zwany syndrom chińskiej restauracji - bóle głowy, stan podgorączkowy, rozdrażnienie, mdłości i bóle brzucha.

 

Co warto kupować? 

Na półkach sklepowych możemy róznież znaleźć produkty, które mają dobry (krótki!) skład. 

 

Jeśli spotkamy wędlinę z dobrym składem - jest spożycie może być przyjemnością. Jeśli przygotowujemy ją samodzielnie - na pewno nie dodamy do niej chemii, która by nam szkodziła. Jeśli nie mamy na to czasu - dietetycy uważają, że lepiej upiec kawałek mięsa w piekarniku i używać go jak wędlinę do kanapek. Co prawda nie mamy pewności, że mięso nie jest naszprycowane wodą z fosforanami, ale... i tak w upieczonym mięsie chemii będzie mniej, niż w kiepskiej wędlinie.

 

 

 

 

kontakt1.jpg Redakcja KalendarzRolnikow.pl
 
 
Zainteresował Cię ten artykuł? Masz pytanie do autora? Napisz do nas tutaj

Komitet do spraw pożytku publicznego
NIW
Sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030
PROO