OSTATNIA ZBRODNIA PRL – historia ks. Sylwestra Zycha
Ogłoszone w Magdalence obalenie komuny nie położyło kresu mordom politycznym. Nie zakończyło również karier tych, którzy byli za te zbrodnie odpowiedzialni.
Po raz pierwszy ks. Sylwester Zych naraził się komunistom w latach 70, kiedy zainicjował akcję wieszania krzyży w szkołach i przedszkolach w Tłuszczu. Od tego momentu był pod lupą Służby Bezpieczeństwa.
Sylwester Zych na świat przyszedł w 1950 r. i od wczesnego dzieciństwa pragnął zostać kapłanem. Wstąpił do Warszawskiego Seminarium Duchownego. W międzyczasie odbył służbę wojskową. Święcenia kapłańskie otrzymał z rąk kard. Stefana Wyszyńskiego w roku 1977. Stan wojenny zastał go w parafii w Grodzisku Mazowieckim. W 1982 r. został aresztowany za „udział w związku zbrojnym”. Na strychu plebanii znaleziono broń, z której dwóch młodych chłopców postrzeliło milicjanta w warszawskim tramwaju.
Historia ta wydarzyła się trzy miesiące po wprowadzeniu stanu wojennego 17-letni Robert Chechłacz i rok starszy Tomek Łupanow rozbroili w tramwaju na ul. Marszałkowskiej milicjanta sierż. Zdzisława Karosa. W szarpaninie padł strzał. Chłopcom udało się uciec. Ranny sierżant zmarł po kilku dniach. Broń, jak wyobrażali sobie młodzi ludzie z „Sił Zbrojnych Polski Podziemnej" - miała służyć uwolnieniu internowanych działaczy „Solidarności". Ukryli ją na plebani u ks. Zycha, który nie miał nic wspólnego z tajną organizacją ani nie był inspiratorem „terrorystycznej siatki" i akcji młodych grodziszczan jak przedstawiała to ówczesna propaganda. Zapadły wyroki: Robert Chechłacz dostał 25 lat więzienia, Tomasz Łupanow - 13 lat.
Czesław Kiszczak za pośrednictwem mediów oskarżał ks. Zycha o pomoc w zamordowaniu milicjanta. Przedstawiano go jako przywódcę spisku, stanowiącego śmiertelne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Oskarżono o „ próbę obalenia siłą ustroju PRL i przynależność do organizacji zbrojnej”. Skazano na 4 lata więzienia, a po prokuratorskiej rewizji wyrok podwyższono do 6 lat.
W więzieniu w Braniewie, ks. Zych rozpoczął trwającą wiele miesięcy walkę o przyznanie mu statusu więźnia politycznego i możliwość odprawiania mszy św. Pisał liczne petycje i podjął głodówkę. Za to wtrącono go na 9 miesięcy do izolatki. Odniósł małe zwycięstwo. Był pierwszym kapłanem w powojennej Polsce, który jako więzień mógł celebrować mszę św. Warunki, w których odbywał karę, były wyjątkowo trudne. Był szykanowany na wszelkie sposoby, pozbawiony prawa do korespondencji, do paczek, do widzeń z najbliższymi. Ogłoszona latem 1984 r. amnestia dla więźniów politycznych nie objęła go. Został zwolniony dopiero w roku 1986. Z więzienia wyszedł schorowany.
Nadal go śledzono. Otrzymywał anonimy z pogróżkami oraz telefony z wyzwiskami. Kilka razy został pobity przez nieznanych sprawców. W rozmowach z najbliższymi przyznawał, że spodziewa się najgorszego. Wspominał o tym także w sporządzonym w 1987 r. testamencie:
Czuję, że zbliża się mój dzień – czas spotkania z Panem, który uczynił mnie swoim kapłanem. Solidarnym sercem jestem ze wszystkimi, którzy dążą do Polski wolnej i niepodległej. Niech dobry Bóg was błogosławi i sprawi, abyśmy mogli spotkać się na gruzach komuny.
Na początku 1989 r. w Warszawie miała miejsce próba zabójstwa ks. Zycha. Jego siostra opowiedziała, że
został napadnięty przez trzech mężczyzn. Dwóch trzymało go, a trzeci usiłował lać mu do gardła wódkę. Spłoszył ich nadjeżdżający samochód. Wysiadła z niego jakaś dziewczyna i pomogła bratu się pozbierać.
5 lipca 1989 r. wyjechał na urlop. Jego ciało znaleziono w nocy z 10 na 11 lipca 1989 r., obok dworca PKS w Krynicy Morskiej. Wedle ustaleń prokuratury zgon nastąpił w wyniku zatrucia alkoholem. Władza starała się przedstawić Zycha w jak najgorszym świetle. Zniszczyć jego reputację - twierdząc, że zapił się na śmierć. Media publiczne pozostające w rękach komunistów robiły wszystko, by go zdyskredytować.
4 dni od znalezienia zwłok na zmówienie Jerzego Urbana powstał w Telewizji Gdańsk reportaż telewizyjny, w którym rzekomi świadkowie twierdzili, że ks. Zych w ciągu 3 godzin wypił duże ilość wódki. Tymczasem wszyscy znajomi i rodzina twierdzili, że ks. Sylwester był abstynentem i nie pił w ogóle.
Śledztwo kilka razy umarzano i wznawiano. Pojawiło się wiele znaków zapytania. Ksiądz był ubrany inaczej niż przed zaginięciem. W trakcie autopsji na zwłokach widoczne były liczne obrażenia. Sprawców nigdy nie złapano. Pełnej prawdy o tej zbrodni nigdy nie ujawniono, a osobom badającym sprawę próbowano zgotować podobny los.
Ks. Sylwester Zych zginął 3 miesiące po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu, w trakcie których doszło do porozumienia władzy z częścią opozycji. Reszta działaczy „Solidarności” kwestionowała ich legalność i domagała się m.in. ujawnienia konfidentów SB i rozliczenia komunistów za popełnione przez nich zbrodnie. Tę właśnie frakcję popierał ks. Sylwester Zych. Dzisiaj z perspektywy czasu można postawić pytanie: czy była to ostatnia zbrodnia PRL-u?
Lidia Lasota
Zainteresował Cię ten artykuł? Masz pytanie do autora? Napisz do nas tutaj
|