W Kościele najbardziej denerwuje mnie...gdy katolicy przestają, de facto, być katolikami

Nie chodzi oczywiście o sytuacje grzechu, który przydarza się każdemu, ale o uporczywe negowanie nauczania Kościoła, zwłaszcza w kwestiach moralnych, wybiórczość przyjmowanych prawd wiary, lenistwo w zaangażowaniu w życie własnej wspólnoty parafialnej oraz uporczywa schizofrenia postaw w życiu prywatnym i publicznym.
Uporczywe negowanie nauki moralnej Kościoła
To chyba jeden z najsmutniejszych elementów obrazu wielu katolików w Polsce. Aborcja, eutanazja, antykoncepcja, in vitro – postawy, które mniej lub bardziej bezpośrednio wymierzone są w ludzkie życie – przez wielu katolików zarówno tych z „pierwszych kościelnych ławek”, jak i tych „spod chóru” często bywają traktowane jako pole nieskrępowanych eksperymentów wolności praktycznej, jak i autodefinicji norm moralnych według przewrotnej zasady „mój brzuch – moja sprawa”. Trudno się dziwić ludziom niewierzącym, choć i to przychodzi niełatwo, bo wszak rozumna natura ludzka – nawet bez odniesień do logiki wiary, bazując tylko na logice rozumu właśnie podpowiada, że przykładowo subiektywne decydowanie o momencie hominizacji prowadzić może (i prowadziło) do drastycznych momentów, w których człowiek, zajmując miejsce Boga, stawał się panem śmierci niestety, częściej niż życia, a ziemia stawała się piekłem.
Wybiórczość przyjmowanych prawd wiary
Klika lat temu, wśród katolików w Polsce, przeprowadzono badania dotyczące przyjmowania poszczególnych prawd katolickiego Credo. Spośród tych co w każdą niedzielę śpiewają bardziej lub mniej ochoczo „Alleluja” podczas Mszy Świętej, spory odsetek nie podzielał wiary Kościoła dotyczącej zmartwychwstania umarłych, istnienia piekła, czy aniołów, nie mówiąc już o wierze w dziewicze poczęcie Jezusa przez Najświętszą Maryję Pannę. Jednak już prawdziwą zgrozą napawają sytuacje, w których niektórzy nie widzą różnicy między bożonarodzeniowym opłatkiem, a… Hostią, która prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie w momencie przeistoczenia staje się ciałem naszego Pana Jezusa Chrystusa. Do kanonu praw odrzucanych wlicza się też często prawdę o świętości Kościoła (o tym w jednym z kolejnych artykułów), czy sakramentalności spowiedzi świętej.
Lenistwo w zaangażowaniu we wspólnocie parafialnej
Wspólnota parafialna nie jest sakramentalną stacją obsługi (SSO), w której duchowni świadczą usługi wiernym. Nie jest też niedzielnym teatrem, w którym opłacani duchowni aktorzy przedstawiają wyuczony program, a wierni mają podziwiać mniej lub bardziej entuzjastycznie wyrażając swoją opinię. Kościół to wspólnota, która służy. I duchowni i osoby świeckie. Oczywiście według własnych zdolności, możliwości i potrzeb. Ktoś powiedział o katolikach, że to olbrzym, który śpi. Ponad miliard katolików na całym świecie i tylko niewielka część aktywnie zaangażowana w życie parafialne. Ilu z nas wpadło w ogóle kiedykolwiek na pomysł, żeby pomyśleć co może zrobić dla swojej wspólnoty w tym roku, w tym miesiącu, w tym tygodniu, dzisiaj…?
Uporczywa schizofrenia postaw w życiu prywatnym i publicznym
Jednym z największych kłamstw, które od wielu lat suflowane jest z lewej strony życia publicznego jest stwierdzenie, że wiara jest sprawą prywatną. Jeżeli tak, to należy wyeliminować jej przejawy w życiu społecznym, z instytucji, z przestrzeni publicznej, z sumień, zastępując ją – neutralnym oczywiście światopoglądowo – ateizmem. Wiara, choć jest aktem osobistym, nie jest sprawą prywatną. Wiara nie tylko, że powinna być dzielona z innymi, swobodnie wyznawana i praktykowana publicznie, to również powinna stanowić realny punkt odniesienia dla całego ludzkiego życia, zarówno w wymiarze osobistym, jak i zawodowym, indywidualnym, jak i społecznym. I tak, nie powinno być lekarza katolika, który jest nim tylko w kościele, podobnie policjanta, polityka, czy aktora z duchową schizofrenią, która w takim przypadku staje się niestety chorobą śmiertelną.
![]() |
ks. Tomasz Ślesik
Zainteresował Cię ten artykuł? Masz pytanie do autora? Napisz do nas tutaj
|