KalendarzRolników.pl
PARTNERZY PORTALU
  • Narodowy Instytut Wolności
  • ODR Bratoszewice
  • Partner serwisu Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi w Warszawie
  • Partner serwisu Krajowa Rada Izb Rolniczych
  • Partner serwisu Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego

WYSZUKIWARKA

Rok 2020 w rolnictwie? Rok koronawirusa...

Opublikowano 28.12.2020 r.
Mniej więcej rok temu po raz pierwszy usłyszeliśmy o koronawirusie. W marcu, gdy po raz pierwszy zamykano gospodarkę większość rolników uważało, że to choroba miejska i nie będzie miała wpływu na życie wsi. Nic bardziej mylnego. 

Usilne przekonywanie mediów i rządu o śmiertelności choroby COVID-19 nie tylko zatrzymało gospodarkę, ale i ograniczyło rynki rolne. Ekonomiści mówią otwarcie: powrót, do tego co było jest niemożliwy.

Pierwsze przypadki zachorowania na COVID-19 pojawiły się w Polsce w marcu. Pierwsze kłopoty - także rolnicze - także w marcu. Gdy ogłoszono pierwszy lockdown, czyli zamknięcie gospodarki, parków, lasów, placów zabaw i grani okazało się, że jest problem. A nawet kilka.

Pierwszym poważnym problemem okazał się brak pracowników sezonowych zza granicy. Zamknięte granice, zatrzymały ludzi chętnych do pracy w rolniczych gospodarstwach w ich krajach. Dopiero po kilku tygodniach pojawiła się możliwość, że pracownik może przyjechać, odbywając kwarantannę w gospodarstwie i po zrobieniu obowiązkowego testu PCR. 

Kłopoty z zatrudnieniem pracowników sezonowych opóźniły wiele prac rolniczych i podniosły koszty choćby zbioru truskawek. 
W marcu tradycyjnie rozpoczynał się też sezon wystaw i spotkań rolniczych. Największe targi, AGROTECH, już liczyły zyski z przyjazdu firm i gości, których nigdy nie brakowało podczas imprezy otwierającej rolniczy sezon. W tym roku marcowy AGROTECH został przełożony na listopad.

Wiosenne zamknięcie gospodarki, ale także obecne, jesienno-zimowe obostrzenia w wielu dziedzinach życia spowodowały, że wielu z nas przekonało się, że cała gospodarka i rolnictwo to naczynia połączone.

Zamknięcie szkół i przejście na naukę zdalną spowodowało, ze szkolne stołówki i zakłady zajmujące się cateringiem zaprzestały zakupów żywności. Podobnie podziałało przejście na zdalną pracę w wielu urzędach. Do kłopotów rolników dołączyły zamknięte restauracje. Nagle okazało się, że mięsa drobiowego, wieprzowego, ale także ziemniaków, warzyw nie ma gdzie sprzedać.

Zamknięci w domach mieszkańcy miast, którym ograniczono możliwości zarabiania na możliwość  ,przetrwania''' zaczęli kupować jedynie najpotrzebniejsze artykuły. Możliwość handlu, w tym handlu produktami rolniczymi znacznie zmalała.

Wyborczemu lipcowi zawdzięczamy poluzowanie ograniczeń gospodarczych. Letnia turystyka pomogła zmniejszyć straty branży gastronomicznej, a przy okazji dała nadzieję na przywrócenie rynków dla produktów rolnych. Poluzowanie wolności gospodarczej trwało jednak krótko. Od kilkunastu tygodni restauracje znów są zamknięte, szkoły zamknięto, a uczniowie i wielu pracowników biurowych pracuje zdalnie. Sytuacja się powtórzyła i... tym razem w większości regionów na wiele tygodni. Jak bolesne dla produkcji rolniczej mogą być takie odgórne zakazy prowadzenia działalności gospodarczej w gastronomii przekonali się hodowcy drobiu w Wielkopolsce, którzy na przełomie listopada i grudnia sprzedawali kurczaki rzeźne w cenie poniżej 2 złotych za kilogram.

Ale to nie wszystko. Reżim sanitarny i straszenie płynące z ekranów telewizora spowodowało, że opustoszały także tradycyjne bazarki i lokalne targowiska. Większość klientów takich miejsc, to ludzie starsi, którzy decydowali się na zakupy na targu ze względu na oszczędność i lepszą jakość, którą gwarantuje skrócenie łańcucha dostawczego. Teraz starsi ludzie, w strachu przed zachorowaniem, zostali w domach. Namowy do "pozostania w domu'' spowodowały także zmniejszenie liczby imprez towarzyskich, a tym samym zmniejszenie konsumpcji spożywczej.  Choć wszystkie duże giełdy rolne działały bez przerw, jednak trudno nie zauważyć, że zmniejszenie popytu nie pozostało bez wpływu na ceny oferowane na rynkach rolnych. Urodzaj i zmniejszone zakupy, a także mniejsze możliwości eksportu polskich produktów za granicę spowodowały, że ceny w skupach są niższe niż przed rokiem, choć inflacja w Polsce jest jedną z najwyższych w Unii Europejskiej.

Wyjątkiem na tym rynku są... producenci jabłek. Gdy wiosną 2020 roku w Europie zaczęło brakować jabłek, wiele krajów nie zdecydowało się na tradycyjny import z Włoch - z powodu dużej ilości pozytywnych testów PCR w tym kraju. Pojawiła się szansa dla polskich sadowników, którą wykorzystano - sprzedano jeśli nie wszystkie, to prawie wszystkie polskie jabłka, a cena tych, które jeszcze trafiły na Polski rynek podskoczyła, przekraczając nawet 10 zł/kg. Wysokie ceny jabłek (w sklepach, a nie w skupach) utrzymują się do dziś, choć na rynkach hurtowych sadownik rzadko dostaje więcej niż 1,5 zł za kilogram owoców.

Kończy się 2020 rok. W listopadzie AGROTECH znów się nie odbył. Zaocznie rozdano nagrody dla najlepszych produktów 2020 roku. Na przełomie listopada i grudnia odbyła się... e-wystawa krów hodowlanych, zorganizowana przez Polską Federację Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Czy teraz tak już będzie zawsze?

Wiele wskazuje na to, że choć rolnicy najmniej obawiają się zachorowania na COVID-19, to jednak należą do tych grup gospodarczych, które ponoszą największe koszty ogłoszonej pandemii. Płynący z mediów przekaz, że każdy człowiek może zarażać, powoduje niechęć do kontaktów klient/sprzedawca, powoduje także ogromne ograniczenie możliwości zbytu produktów rolniczych.

W 2020 roku przekonaliśmy się też, że rząd, w ciągu kilku dni, może nie tylko zablokować, ale zniszczyć całą branżę - tak miało być w przypadku ,,piątki dla zwierząt'', która miała w ciągu 2 miesięcy zlikwidować hodowlę zwierząt futerkowych w kraju. To, że tak się nie stało producenci mogą zawdzięczać tylko samym sobie - tym, że zdecydowali się na protest. 

Pandemia i spowodowane nią ograniczenia swobody gospodarczej bez ogłoszenia stanu nadzwyczajnego jeszcze się nie skończyły. Zapewne jeszcze nie raz zostaniemy zaskoczeni decyzjami rządu. Jednak takie decyzje powodują, że zaczynamy rozumieć, że mieszkańcy miast i mieszkańcy wsi to jedna wielka rodzina. Jeśli będą miejsca pracy w miastach, ludzie będą mieć pieniądze na zakup nawet bardziej luksusowych produktów rolniczych. Szansą jest to, ze zaczynamy widzieć, że dobrobyt mieszkańców wsi zależy od dobrobytu mieszkańców miasta i to może być jeden z nielicznych plusów, jakie przyniosła nam w 2020 roku pandemia COVID-19.

 

kontakt1.jpg Redakcja KalendarzRolnikow.pl
Zainteresował Cię ten artykuł? Masz pytanie do autora? Napisz do nas tutaj

Komitet do spraw pożytku publicznego
NIW
Sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030
PROO